♫ Camera Obscura - Roman Holiday ♫
Po obejrzeniu najnowszego filmu Woody'ego Allena strasznie zatęskniłam za Rzymem. Sam film mi się podobał, był w sam raz na nudną deszczową niedzielę. Nie napiszę o nim nic bardziej odkrywczego niż to co znajduje się w większości recenzji - że w gruncie rzeczy nie ma w nim nic nowego, że są to głównie cytaty z poprzednich filmów Allena, że miejscami niektóre wątki są zbyt przeciągnięte, a inne, odwrotnie, niedociągnięte. Jeśli o mnie chodzi, to owszem, może nie jest to arcydzieło, ale ponieważ Allena uwielbiam, a jeszcze bardziej uwielbiam Rzym, film był czystą przyjemnością; niezobowiązującą i zbytnio nie angażującą emocjonalnie (co akurat mi naprawdę nie przeszkadza, bo ostatnio mam przesyt filmów/seriali, po których bezmyślnie gapię się w napisy końcowe nie mogąc do końca się pozbierać).
Po obejrzeniu najnowszego filmu Woody'ego Allena strasznie zatęskniłam za Rzymem. Sam film mi się podobał, był w sam raz na nudną deszczową niedzielę. Nie napiszę o nim nic bardziej odkrywczego niż to co znajduje się w większości recenzji - że w gruncie rzeczy nie ma w nim nic nowego, że są to głównie cytaty z poprzednich filmów Allena, że miejscami niektóre wątki są zbyt przeciągnięte, a inne, odwrotnie, niedociągnięte. Jeśli o mnie chodzi, to owszem, może nie jest to arcydzieło, ale ponieważ Allena uwielbiam, a jeszcze bardziej uwielbiam Rzym, film był czystą przyjemnością; niezobowiązującą i zbytnio nie angażującą emocjonalnie (co akurat mi naprawdę nie przeszkadza, bo ostatnio mam przesyt filmów/seriali, po których bezmyślnie gapię się w napisy końcowe nie mogąc do końca się pozbierać).
Wracając jednak do sedna (bo to nie miała być recenzja), w pewnym sensie ten film jednak dotknął we mnie czułą strunę, mianowicie tęsknotę za miejscem, w którym byłam zaledwie parę razy, a które uwielbiam. Mam wielki sentyment do Rzymu, choć ostatnia moja wizyta w tym mieście trwała bodajże 2 godziny i ograniczyła się do zjedzenia obiadu, ochlapania się chłodną wodą z fontanny i ucieczki przed upałem do wspaniałej Santa Maria Maggiore. Ten mały skrawek Rzymu, który odwiedziłam w zeszłym roku wracając z mojej włoskiej wyprawy do Polski przypomniał mi jak szybko to miasto wciąga i jak bardzo nie daje o sobie zapomnieć.
No a teraz ten film. Nie ma w nim wcale wielu pocztówkowych widoczków, sceny nie rozgrywają się na Forum Romanum ani przy fontannie Di Trevi. Akcja toczy się raczej gdzieś w wąskich uliczkach na Zatybrzu, małych mieszkaniach, nieodwiedzanych przez turystów parkach. Jeśli bohaterowie odwiedzają Termy to nocą i podczas burzy. I to mi się właśnie bardzo spodobało, bo nie ma nic przyjemniejszego niż zgubić się w Rzymie.
PS: W ramach nostalgicznego wspominania Rzymu zaczęłam oglądać zdjęcia z mojego pobytu w 2009 r. W większości są raczej beznadziejne, ale z kilku dało się coś zrobić, więc wstawiam.
PS2: Znowu mi się zebrało na pisanie (a zakładałam, że na blogu będą głównie zdjęcia...). To bardzo ciekawe, ponieważ właściwie powinnam teraz kończyć pracę zaliczeniową, do której od długiego czasu nie mogę się zabrać (jakoś od lipca). Tymczasem sama myśl o tym, że musiałabym jechać do biblioteki, siedzieć tam i znowu przekopywać te wszystkie albumy na zmianę z bezmyślnym gapieniem się w przestrzeń,a przede wszystkim pisać, napawa mnie obrzydzeniem. Coraz częściej pojawia się w mojej głowie myśl, że chyba nie jestem stworzona do studiowania... No ale posty na bloga jakoś same się tworzą.
tegorocznym Rzymem Allena jestem zachwycona bardziej niż Paryżem;-) ja zawsze mówię, że Allen już teraz troszkę chałturzy, filmy - choć ciągle mają spore przesłanie - nie niosą za sobą takiej "ciężkości mentalnej" jak to bywało chociażby w Annie Hall. chałturzy, czy nie - robi to na pewno z klasą i porządnie, mądra komedia i dobry humor zawsze mają u mnie pierwsze miejsce!
OdpowiedzUsuńDrugi blog, na którym autorka wspomina o tym filmie. A ja co? Miałam obejrzeć, a siedzę przy "Jeziorze marzeń". Hmm, może "Zakochani w Rzymie" sprawdzą się w deszczowy czwartek? Sprawdzę po południu :).
OdpowiedzUsuńTak to już jakoś się zawsze składa, że to, czego nie musimy robić pod przymusem wychodzi nam lepiej, szybciej i robimy to z większą ochotą.
PS. Zakochałam się w tym samochodzie ze zdjęcia!
Jakże surowy odcień fotografii, lubię to!
OdpowiedzUsuńFilm widziałam, ale Twoje zdjęcia są takie urocze. Zazdroszczę Ci tych wypraw do Rzymu :)
OdpowiedzUsuńTeż nie jestem stworzona do studiowania, więc się nie przejmuj :D
Zupełnie przez przypadek znalazłam Cię na Tumblr'u i (ojejku) ale wsiąkłam.
OdpowiedzUsuńCudownie klimatyczny blog.
A "Zakochani w Rzymie" nadal przede mną.
:)