Trochę sobie zniknęłam. Chyba nie miałam potrzeby zaglądania tutaj, bo nie mogę powiedzieć niestety, że zupełnie odcięłam się od wirtualnego świata. Zastanawia mnie właściwie jaki ma sens prowadzenie takiego bloga - o najbardziej prywatnych sprawach i tak nie piszę w przestrzeni internetowej, nawet anonimowo. Chyba po prostu czasem mam ochotę podzielić się jakimiś spostrzeżeniami nie tylko z kartką papieru, niech więc tak zostanie. Takie miejsce na wszelki wypadek, żeby wylać swoje żale i marudzenia, pokazać kilka zdjęć, z których jestem zadowolona, napisać o ulubionej piosence. Nie szkodzi, że przeczytają to trzy osoby, chyba wystarczy sam fakt wysłania tego w przestrzeń.
Sporo się wydarzyło podczas tych moich blogowych wakacji:
- otrzymałam wykształcenie wyższe
- porzuciłam rude włosy na rzecz blondu
- zwiedziłam kolejne trzy regiony we Włoszech
- byłam na koncercie Florence + The Machine i myślałam, że umrę ze szczęścia
- zauważyłam, że nie bawi mnie już to co kiedyś
- pogodziłam się z faktem, że niektóre znajomości z czasem się zmieniają i nawet kończą i że tak musi być
- obejrzałam prawie cały "Przystanek Alaska" i troszkę zatęskniłam za zimą
Wpadam już chyba w nostalgiczny nastrój, ale chyba trochę się zagalopowałam, bo jakby nie było mam jeszcze miesiąc wakacji. Wszystko przez ten sierpniowy chłód i zapach jesieni. Czujecie?