poniedziałek, 26 listopada 2012

Streets of Berlin

Musiało minąć 2/3 miesiąca, żebym zebrała się w sobie i zrobiła wreszcie posta ze zdjęciami z Berlina. Może to dlatego, że nie jestem z nich zbytnio zadowolona - mam wrażenie, że w ogóle nie oddają atmosfery miasta. Mało sprzyjająca pogoda nie była dla mnie specjalnie inspirująca i nie skłaniała do zbyt częstego wyjmowania rąk z kieszeni :)

To była już moja trzecia wizyta w tym mieście i właściwie pierwsza, kiedy miałam okazję na spokojnie pochodzić sobie i pozwiedzać tak jak lubię - czyli bez pośpiechu, skupiając się nie tylko na najważniejszych punktach, ale też samodzielnie odkrywając różne zakamarki. Oczywiście nie udało mi się zobaczyć wszystkiego, co sobie zaplanowałam, ale stwierdziłam, że lepiej będzie trochę sobie odpuścić, a nie ganiać jak szalona od muzeum do muzeum. Dzięki temu bardziej poczułam charakter tego miasta, jego atmosferę. Kiedy pierwszy raz byłam w Berlinie, odniosłam wrażenie... swojskości. Nie czułam się tam obco, jak to czasami bywa kiedy się odwiedza nowe miejsce. I na tym moim zdaniem polega cały urok Berlina - mimo, że jest to wielkie i bardzo różnorodne miasto, jest jednocześnie bardzo przyjazne, nie przytłacza. Nawet ludzie wydają się być mniej zirytowani i jacyś tacy bardziej wyluzowani...


IMG_8407 IMG_8409 Typowe dla Berlina kontrasty - stare z nowym IMG_8413 Piękna kopuła synagogi na Spandauer Vorstadt IMG_8415 Widok na jeden z symboli Berlina - iglicę na Alexanderplatz IMG_8416 Ten widoczek z parku przy Oranienburgerstrasse wydał mi się bardzo... nowojorski. Dodam, że w Nowym Jorku nigdy nie byłam, więc w sumie nie wiem skąd to skojarzenie ;) IMG_8449 Nowoczesny Potsdamer Platz IMG_8446 Okolica Kollwitz Platz w modnej (i bardzo ładnej) dzielnicy Prenzlauer Berg. Uwielbiam ulice, na których rosną platany <3
IMG_8633 IMG_8432
Berlin jest dosłownie oklejony i obmalowany przez artystów ulicznych - nawet eleganckie domy nie są oszczędzane. Można uznać to za wandalizm, ale moim zdaniem to bardzo ubarwia miasto. IMG_8608 Kreuzberg - dzielnica imigrantów, artystów i modnej młodzieży ;) Kolorowa i zaskakująca. Żałuję, że nie miałam wiele czasu, żeby tam połazić. IMG_8613 IMG_8611 IMG_8615 IMG_8617 IMG_8627 IMG_8620
CDN. :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

I'll think about that tomorrow

Miałam zrobić wiele rzeczy, ale o nich zapomniałam. Albo udawałam, że zapomniałam. Miałam na przykład uporządkować swoje zdjęcia z Berlina i wstawić je na bloga. Miałam przeczytać jedną z tych Bardzo Ważnych Książek, które powinnam już dawno oddać do biblioteki. Zamiast tego weekend spędziłam radośnie trwoniąc czas na oglądaniu kiepskich filmów (to akurat mnie nie cieszy, bo miałam nadzieję, że nie będą kiepskie), niespodziewanych dzikich tańcach na kameralnych urodzinach koleżanki (już zapomniałam jak to jest mieć zakwasy od tańczenia!) i rodzinnych herbatkach. Cóż, jak mawiała pewna Scarlett "pomyślę o tym jutro".

 A teraz, z braku głębszych treści do przekazania - kilka rzeczy, które mi się ostatnio bardzo spodobały: 

Cytat: 
"So many people are shut up tight inside themselves like boxes, yet they would open up, unfolding quite wonderfully, if only you were interested in them."
- Sylvia Plath

 Zdjęcie:
National Geographic,1972, photographed by Albert Molday

 Obraz:
Władysław Podkowiński - Marsz żałobny Chopina, 1894

 Piosenka: 

 
Wpadł mi do głowy taki pomysł, żeby co tydzień robić taką małą listę ulubionych aktualnie zdjęć/filmów/piosenek etc. Takie mini audiowizualne podsumowanie tygodnia ;)

niedziela, 11 listopada 2012

11 listopada - muzycznie

Po części z okazji dzisiejszego święta narodowego, a po części na fali muzycznych inspiracji po piątkowym i wczorajszych koncertach, postanowiłam wystosować do Was krótki apel patriotyczny:

Słuchajcie polskiej muzyki, bo jest dobra!
I polska.

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam.



Twilite - Fire, bo idealne do zasłuchania się i pasuje do jesiennej aury


Rebeka - Stars, bo świetne do tańczenia, a wokalistka ma makijaż jak David Bowie


Mela Koteluk - Spadochron, bo piękny głos i świetny tekst


KAMP! - Cairo, bo KAMP! trzeba znać, a poza tym dobre electro nie jest złe

wtorek, 6 listopada 2012

It was November and I had so far to go

Listopad zaczął się dla mnie dość wyjątkowo, bo zamiast tradycyjnie spędzić pierwszy dzień tego miesiąca stojąc w korku w drodze na cmentarz północny, wsiadłam rano w pociąg relacji Warszawa - Berlin i już po 5 godzinach znalazłam się w EUROPIE. W miejscu, gdzie rowerzyści nie muszą bać się o swoje życie jeżdżąc po ulicach (nawet wioząc jednocześnie dwójkę dzieci), gdzie w przejściu podziemnym można kupić grzane wino w plastikowym kubku, a kilogram mango na tureckim bazarze kosztuje tylko 1 . Ale o tym później, bo choć pogoda nie zachęcała do wyjmowania rąk z kieszeni, udało mi się zrobić trochę zdjęć i nie omieszkam ich tu opublikować. Myślę, że Berlin zasługuje na osobny post, albo i dwa.

Miałam nadzieję, że wyjazd sprawi, że trochę się mentalnie zregeneruję. Po części mi się to udało - podczas tych paru dni kompletnie zapomniałam o smutnych obowiązkach, a moim jedynym problemem było to, do jakiego muzeum iść i gdzie zjeść obiad. Po powrocie niestety wszystko wróciło: uczelniane wątpliwości, dziwne jesienne otępienie, niechęć do spotykania jakichkolwiek ludzi i ogólnie wychodzenia spod kołdry. Założyłam sobie co prawda, że dziś jeszcze mogę sobie zrobić dzień dziecka, bo wróciłam późno w nocy, wobec czego moim największym wyczynem, poza pójściem na seminarium, było pomalowanie sobie paznokci na różowo. Ale mam obawy, że do jutra to nie minie. Muszę się zebrać w sobie i zrobić coś produktywnego - może spędzenie jutrzejszego długiego okienka w bibliotece trochę mnie podbuduje... Ale nie narzekam, mam na paznokciach naprawdę piękny odcień brudnego różu :D

Zostawiam was z piosenką o całkiem adekwatnym tytule. Mam do niej duży sentyment - podczas swojej pierwszej wizyty w Londynie natknęłam się na tę kapelę grającą na Portobello Road i od razu się zakochałam w ich muzyce, a płyta, którą wtedy kupiłam jest jedną z fajniejszych wyjazdowych pamiątek.